Prezes MKS Mazovii pan Andrzej Kuć podpisał kontrakt z zawodnikiem Gwardii Koszalin – Michałem Masłowskim. Jest to jak na razie pierwsze wzmocnienie drużyny znad Srebrnej w zimie 2024. Defensywny pomocnik, bo taką nominalną pozycję piastuje Michał Masłowski, dotychczas rozegrał 2 sparingi i uczestniczył w kilku treningach Mazovii. Zapraszamy Państwa na wywiad z utytułowanym reprezentantem Ekstraklasy i reprezentantem Polski.
Red: Zaczynałeś przygodę z piłką w Strzelinie. To rodzice, czy Twoja dziecięca chęć grania w piłkę, a może już jakiś trener dostrzegł w Tobie potencjał piłkarski i zaciągnął do klubu?
Michał Masłowski: Mój tato i brat związani byli z piłką. Tato był trenerem i prowadził mnie od samego początku, a także w juniorskich zespołach. Także rodzinnie wszystko kręciło się wokół piłki.
Red: Pierwsze kroki w seniorach, w wieku 21 lat stawiałeś w Lechii Dzierżoniów. Który to był poziom rozgrywkowy i jakie odniosłeś tam sukcesy?
MM: To była 3 liga. Zajęliśmy 3 miejsce wtedy, co było fajnym wynikiem, bo liga było bardzo mocna. Byłem tam w sumie jeden sezon. Zostałem zauważony po tym sezonie i pojechałem na testy do Cracovii, ale ostatecznie wylądowałem w Zawiszy Bydgoszcz.
Red: Właśnie… do Zawiszy Bydgoszcz, z którą po niespełna 3 latach zdobyłeś Puchar Polski w sezonie 2013/14. W finale pokonaliście Zagłębie Lubin w karnych 6:5. Bardzo ważną bramkę zdobyłeś w ćwierćfinałowym meczu przeciwko Górnikowi Zabrze (2:1). Ale kibicom w całej Polsce zapadłeś w pamięć po meczu ligowym z Piastem Gliwice wygranym 6:0, w którym strzeliłeś aż 4 gole. To był szalony sezon dla Ciebie.
MM: Z Zawiszą Bydgoszcz udało się awansować do ekstraklasy i zdobyć Puchar Polski. Miałem tam dobry okres. Fajne miasto, klub i klimat do piłki. Tak, ten mecz z Piastem był szalony. Dobrze się czułem w tym meczu i jakoś przychodziło mi wszystko łatwo. Drużyna również grała bezbłędnie i skutecznie, więc wynik odzwierciedlał nasze poczynania na boisku. Każde podanie w tamtym meczu przechodziło przeze mnie. Miałem napędzać na 10-tce ataki i czułem się dobrze w takiej roli. Mieliśmy naprawdę fajny zespół i cierpliwie pracowaliśmy, a efekty przyszły same.
Red: Legia Warszawa miała chrapkę na Ciebie w tamtym czasie. W mediach przewijało się często Twoje nazwisko pod kątem gry w stołecznym klubie. Wreszcie „Wojskowi” pozyskali Ciebie i w dwóch kolejnych sezonach 2014/15 i 2015/16 zdobyłeś z nimi dwukrotnie Puchar Polski i Mistrzostwo. Szczyt! Jak wspominasz tamten czas?
MM: Tak, przeszedłem do Legii. Początek bardzo fajny, ale potem kontuzja pleców wytrąciła mnie z rytmu i nie mogłem wskoczyć na poziom, który prezentowałem wcześniej. Różne zmiany pozycji nie służyły mi, a wymagania były wysokie. Pomimo to, wspominam dobrze ten czas. Presja, kibice otoczka, zawodnicy, trenerzy – naprawdę jest co wspominać i opowiadać. W piłkę gra się jak to mówią o trofea, więc czy Puchar Polski, czy Mistrzostwo Polski – to coś naprawdę budującego. Zostaje to na zawsze w moim sercu.
Red: Przyszedł czas na Piast Gliwice, ale to przygoda jedno sezonowa i powrót do Legii na pusty przelot i wyjazd do Chorwacji – Gorica. Dziwny czas dla Ciebie, jak go oceniasz z perspektywy czasu?
MM: W Gliwicach graliśmy o utrzymanie i nie tak to miało wyglądać, ale liczyło się dla mnie granie. W Legii mogłem mieć z tym problem, więc podjąłem taką decyzję. Po powrocie do Legii już nie było miejsca dla mnie, więc się rozstaliśmy. Chciałem wyjechać na pół roku do Chorwacji, ale zostałem tam na prawie 3 lata i zbudowaliśmy fajny zespół, a klub urósł do fajnego poziomu. Udało się awansować do najwyższej klasy rozgrywkowej. Było to bardzo trudne, bo nie mieliśmy solidnego zespołu i to jest dla mnie bardzo ważne, bo to był najtrudniejszy awans dla mnie, a zarazem smakował jeszcze lepiej niż poprzednie. Nie mogliśmy się potknąć i się udało! A, że chciałem zagrać przeciwko Dinamo, czy Hajduk to zostałem na dłużej. Opcje powrotu do Polski były, ale niestety przepisy nie pozwoliłyby mi grać w PL gdybym wrócił, więc zostałem, a koniec końców przedłużyłem kontrakt z HNK Gorica. Dobrze wspominam tamten czas. Gdyby było coś nie tak, nie zostałbym tam dłużej.
Red: W czasie ogólnoświatowej pandemii wróciłeś do kraju. Już z przerwami, ale pod jedną banderą Zagłębia Sosnowiec grałeś na krajowym poletku. Nowy stadion, zasłużony klub. Nadmierne oczekiwania i cele?
MM: Podpisałem z ZS Kontrakt, nie wiem, bo dobrzy zawodnicy i atmosfera, ale coś nie mogliśmy załapać dobrej passy. Graliśmy nieźle, ale wyników nie było i tak od kilku sezonów nie mogliśmy zbudować czegoś stabilnego. Cele były wyższe, ale niestety kończyło się walką o utrzymanie. Na nowym stadionie tylko trenowałem, nie miałem przyjemności zagrać meczu ligowego. A szkoda…
Red: Ostatni sezon rozegrałeś w Gwardii Koszalin, która podobnie jak Mazovia stara się awansować do III ligi. Na półmetku zajęliście w silnym gronie drugą pozycję z perspektywą awansu. W Koszalinie są warunki i zespół na wyższy poziom rozgrywkowy, jednak przeniosłeś się na Mazowsze do Mińska Mazowieckiego i chcesz reprezentować barwy Mazovii…
MM: W Gwardii był, czy nadal jest projekt z awansem. Moje sprawy życiowe jednak skłoniły mnie do zmiany. Chciałem wrócić do Warszawy. Było zainteresowanie ze strony Mazovii. Rozważyłem propozycję, a że znam tam kilku chłopaków i uważam że jest tu naprawdę ciekawy zespół i mnóstwo doświadczenia ligowego, to zacząłem rozmowy o współpracy. Zawodników Mazovii z boiska znam wielu, a bliżej z którymi grałem to: Eryk Więdłocha i Łukasz Broź.
Red: Michał, życzymy Ci sukcesów w barwach mińskiej Mazovii i udanych występów. Dziękuje za wywiad.