
Każdy poprzedni tytuł był ciężko wywalczony i praktycznie zawsze wyrywany był w ostatnich chwilach, w 2013, 2016, 2022 roku – mówi Łukasz Kosobudzki, zawodnik-złoty medalista Drużynowych Mistrzostw Polski i kierownik sekcji warcabowej Mazovii Mińsk Mazowiecki. W wywiadzie opowiada o czwartym tytule mistrza kraju dla MKS Mazovia.
—-
Redakcja: Co złożyło się na sukces MKS Mazovia w Drużynowych Mistrzostwach Polski, mimo że nie był faworytem?
Łukasz Kosobudzki: Mieliśmy mieszany skład. Nie znaliśmy się też kompletnie z Damienem z Francji i było ryzyko czy będzie punktował dobrze czy raczej słabiej. Przyjęcie go do klubu było jednak strzałem w „10”. Dodatkowo graliśmy mądrze. Siły zbieraliśmy na najważniejsze partie, a w mniej ważnych staraliśmy się zrobić swoje, ale jak najmniejszym kosztem sił. Mieliśmy także szczęście w rozstawieniu par przed każdą rundą. Trafialiśmy ustawienia przeciwników praktycznie w 100 proc. jak chcieliśmy.
Red.: Zremisowaliście z Lokatorem Gniezno 4:4 w fazie finałowej, co więc decydowało o złotym medalu?
Ł.K.: Przed ostatnią rundą to Lokator był na pierwszym miejscu. W tamtym momencie mieliśmy tyle samo dużych i małych punktów, a o tym, że oni są wyżej decydowała liczba zdobytych punktów na pierwszej desce. W finale oni mieli wygraną i remis, a my dwa remisy. Do wygrania zawodów potrzebowaliśmy wygranej minimum 5-3 lub remisu 4-4, ale z wygraną na pierwszej desce. Sprawdził się drugi scenariusz.
Red.: Trudniejszy był mecz z Gnieznem czy Roszadą Lipno, też zakończony podziałem punktów?
Ł.K.: Każdy mecz był trudny. A najtrudniejszy mimo wszystko chyba z fazy grupowej z Olympem Błonie. Przed turniejem ich obstawiałem na złoto, a wygrana z nimi dawała nam komfort psychiczny, że mamy pewny awans do Top 4 i dodatkowo zaliczoną wygraną z nimi.
Red.: Jedyną porażkę ponieśliście z MUKS Wieża Kórnicka Kórnik 3:5. Nie miała ona wpływu na sytuację w grupie?
Ł.K.: Przed rundą z Kórnikiem, my i Błonie byliśmy pewni awansu. Także partie z Wieżą graliśmy na dużym luzie i starając się zachować siły na dwie ostatnie rundy finałowe.
Red.: Skład mistrzowski Mazovii: Arleta Kosobudzka, Łukasz Kosobudzki, Mariusz Ślęzak, Franciszek Szumera, Damien De Char D’emmerez. Kim jest Damien? Jaki był wkład poszczególnych osób w złoto?
Ł.K.: Damiena nie znałem wcześniej. Przypadkowo się złożyło, że dołączył do nas do klubu. Jakiś miesiąc temu odezwał się do mnie, że przyjechał z Francji na studia do Warszawy i szuka klubu, gdzie mógłby potrenować i pograć w warcaby. Prześledziłem jego historię w internecie i zobaczyłem, że jest to solidny zawodnik, który robi duże postępy. Zaprosiłem go na turniej, lecz początkowo miał grać w drugiej drużynie, ale po tym jak wypadli Błażej Galant i Sebastian Wieczorek musieliśmy go przesunąć do pierwszego składu. Nie spodziewałem jednak się, że zagra tak dobrze ogrywając czołowych polskich zawodników jak Marta Bańkowska i Damian Reszka.
Franek Szumera zrobił swoje w meczach z Błoniem i Lipnem. Przegrał szybko niestety w meczu z Lokatorem, ale dało reszcie to impuls do ryzykowania, co się opłaciło.
Mariusz Ślęzak w kluczowych meczach trafiał na najlepszych zawodników jak Karol Cichocki czy Filip Kuczewski. W obu partiach zremisował. Bardzo solidny występ.
Arleta Kosobudzka (żona Łukasza – red.) grała w pierwszej rundzie, gdyż nie mógł zagrać Damien. Wygrała partię. Mamy dwójkę malutkich dzieci i niestety nie mogła zagrać więcej. Swój występ oceniłbym na dobry, ale bez fajerwerków. Co prawda dałem wygraną w meczu z Błoniem, ale w innych można było więcej zdziałać. Najważniejsze, że bez żadnej porażki.
Red.: Mazovia wspaniale zakończyła rok, a dodatkowo ważne, że mieliśmy też bardzo młode zespoły numer dwa i trzy.
Ł.K.: Na tym turnieju mieliśmy dodatkowy motywator w postaci zawodników z drugiej i trzeciej drużyny. Czuliśmy ich i ich rodziców mocne wsparcie, za co bardzo dziękujemy.